Z tego, co na tych zdjęciach, nic się nie zachowało, bo była powódź.
Umówiłem się z panią, która była najstarsza w miejscowości. Nie zdążyłem – zmarła przed naszym spotkaniem.
Ta pani miała mi tyle do opowiedzenia, że umówiłyśmy się na kolejne spotkanie.
Spotkanie zaczęliśmy od obejrzenia filmu o Zofii Rydet. Potem poszło już łatwo.
Prosiłam ich, aby byli poważni, nie uśmiechali się – i właśnie wtedy wybuchali śmiechem, nie mogli przestać się śmiać i tak ich fotografowałam.
Spodziewałem się, że fotografowanie inspirowane Zapisem socjologicznym, będzie dużo prostsze.
Zofia Rydet pracowała techniką, która w jej czasach była dostępna, tania i prosta. Dzisiaj dostępna, tania i prosta jest fotografia cyfrowa – to jest kontynuacja jej podejścia.
Kwoka na jajkach siedziała u Pabiana. Teraz to nie do pomyślenia, a wtedy się na zimę kwokę brało do domu, aby ciepło miała.
Fotografowałam osoby, które znam, nierzadko bardzo dobrze, albo bardzo długo – na przykład 15 lat. Ale nigdy nie byłam u nich w domu.
Pierwszą rzeczą było wspólne oglądanie zdjęć Zofii Rydet. Opowiadałam o tym, jak ona pracowała, co robiła. I to wszystkich przekonywało.