Moi bohaterowie sami wybierali sobie miejsce do zdjęcia – takie, aby czuli się w nim dobrze.
Dobrze, że nie przyjechałam samochodem – razem piłyśmy „babskie” nalewki.
Miał takie zarąbiste włosy. Wszystkie się w nim kochały.
Zrobiliśmy zdjęcie, a potem on usiadł i zaczął pokazywać mi swoje rodzinne fotografie. I to było prawdziwe spotkanie.
Wszystkie te osoby mnie karmiły – obiady, ciasta, kanapki.
To była okazja do tego, aby poznać ludzi, z którymi na co dzień pracuję.
Kiedyś w tej jednej izbie mieszkało siedem osób. Teraz ta pani została sama.
Ta pani miała mi tyle do opowiedzenia, że umówiłyśmy się na kolejne spotkanie.
Najkrótsze spotkanie trwało godzinę. A zdarzało się, że spędziliśmy razem pół dnia.
Jest zupełnie inaczej, gdy osoby pozują w mieszkaniach, które są wynajęte, nie są do końca ich przestrzeniami.