Przyszłam do tej pani, ale zanim zrobiłyśmy zdjęcie, czekałam ponad godzinę – mówiła, że „rychtuje się do fotografii”.
Kredens jest rozebrany, bo się rozpadał. To krzesełko się zachowało. Pod śliwką stoi.
To była niedziela. Gdy przyszłam, ta pani czekała z rosołem na córkę.
To było dla mnie wyzwanie. Taki pretekst, aby się sprawdzić, aby pokonać nieśmiałość.
O! widać drewniane powały, to było zamiast sufitów. Dom był jeszcze kryty strzechą.
Najkrótsze spotkanie trwało godzinę. A zdarzało się, że spędziliśmy razem pół dnia.
Fotografowałam pana, który jest wdowcem. Zdjęcie zdjęciem, ale on potrzebował pogadać – więc żeśmy pogadali.
Na moje przyjście, założyła strój krakowski i powitała mnie wierszem.
We wiaderku woda, kurczę, a teraz krany…
To była okazja do tego, aby poznać ludzi, z którymi na co dzień pracuję.