Przez tydzień codziennie robiłam jedno zdjęcie – nie rozstawałam się z aparatem i statywem.
Przyszłam do tej pani, ale zanim zrobiłyśmy zdjęcie, czekałam ponad godzinę – mówiła, że „rychtuje się do fotografii”.
Dzięki tym zdjęciom poznaję nie tylko ludzi, ale też siebie.
To była niedziela. Gdy przyszłam, ta pani czekała z rosołem na córkę.
Ta kołyska nadal jest u nas w domu.
Zrobiliśmy zdjęcie, a potem on usiadł i zaczął pokazywać mi swoje rodzinne fotografie. I to było prawdziwe spotkanie.
Przez cztery tygodnie fotografowania nosiłam przy sobie codziennie wydruki zdjęć z Zapisu, aby pokazywać je moim bohaterom.
Miał takie zarąbiste włosy. Wszystkie się w nim kochały.
Tak jak wtedy mam stanąć? Ze chrztu wtedy przyszliśmy, z kościoła. Teraz córka ma 32 lata.
Szkoda, że nie po góralsku. Jak następnym razem będziecie robić, to się przebierzemy