Dzięki temu projektowi zajrzałam do domu, małej chaty, którą często mijam i która zawsze mnie intrygowała.
Przez tydzień codziennie robiłam jedno zdjęcie – nie rozstawałam się z aparatem i statywem.
To syćko nasze na tym zdjęciu. I moja babcia siedzi sobie z wnuczkiem swoim, my pewnie w polu byliśmy.
Pokazywałem starszym osobom książkę Obecność – bo tam też są sfotografowani starzy ludzie. To ich przekonywało.
Zofia Rydet chodziła po chałupach, izbach. Teraz mieszkania są maleńkie – czasami nie sposób tak się odsunąć, aby sfotografować ścianę w tle.
Tego domu już nie ma
Zrobiłam zdjęcie, ale nie chciał się zgodzić na publikację. Pożegnałam się. Potem dogonił mnie samochodem na drodze i powiedział, że zmienia zdanie, bo mi ufa.
Pierwszą rzeczą było wspólne oglądanie zdjęć Zofii Rydet. Opowiadałam o tym, jak ona pracowała, co robiła. I to wszystkich przekonywało.
Komuś się powodziło, taki rowerek!
Czułam presję czasu. Że on ucieka, więc powinnam się spieszyć.