Z tego, co na tych zdjęciach, nic się nie zachowało, bo była powódź.
To była okazja do tego, aby poznać ludzi, z którymi na co dzień pracuję.
Ta kołyska nadal jest u nas w domu.
We wiaderku woda, kurczę, a teraz krany…
Przez tydzień codziennie robiłam jedno zdjęcie – nie rozstawałam się z aparatem i statywem.
Zróbcie zdjęcia i z tych obrazków, i z kredensu. Bo zaraz tego nie będzie, młode gospodynie tego nie chcą. Kiedyś były dwa rzędy świątków w każdym domu, teraz ludzie już nie chcą. Zmienia się wszystko. Zróbcie zdjęcia, aby zostało na pokolenia, jak to kiedyś było.
Na poczcie jest bezwzględny zakaz robienia zdjęć, trzeba mieć zgodę naczelnika, musiała to zrobić z zaskoczenia.
Spotkanie zaczęliśmy od obejrzenia filmu o Zofii Rydet. Potem poszło już łatwo.
Za każdym z tych portretów stoi spotkanie – 2-3 godziny, herbata, ciasto.
Na moje przyjście, założyła strój krakowski i powitała mnie wierszem.