Na moje przyjście, założyła strój krakowski i powitała mnie wierszem.
Z tego, co na tych zdjęciach, nic się nie zachowało, bo była powódź.
Godzinę czekałam na babcię zanim się przyszykowała.
Wydawało mi się, że sfotografować pięć osób to bułka z masłem. Teraz nie mogę pojąć, jak Zofia Rydet dała radę sfotografować ich tysiące.
Za każdym z tych portretów stoi spotkanie – 2-3 godziny, herbata, ciasto.
Starsze osoby często odmawiają zdjęcia. Zofii Rydet było łatwiej, bo sama była starsza.
To jest misiek Kuba. Znalazłem go niedawno na strychu.
Zrobiliśmy zdjęcie, a potem on usiadł i zaczął pokazywać mi swoje rodzinne fotografie. I to było prawdziwe spotkanie.
Pokazywałem starszym osobom książkę Obecność – bo tam też są sfotografowani starzy ludzie. To ich przekonywało.
Tego domu już nie ma