Ten pan zgodził się na zdjęcie, a ja w zamian obiecałam, że pomogę umyć mu okna.
Szkoda, że nie po góralsku. Jak następnym razem będziecie robić, to się przebierzemy
Wszystkie te osoby mnie karmiły – obiady, ciasta, kanapki.
Ja dobrze pamiętam tę panią, ona tu u mnie się zatrzymała. Ja nie wiedziałam co ona robi. Kiedyś do kuchni weszła, zapytała czy może zdjęcie zrobić, ja akurat z pracy wróciłam. I takie zdjęcie mam.
Kiedyś w tej jednej izbie mieszkało siedem osób. Teraz ta pani została sama.
Zastanawiam się, czy gdyby Zofia Rydet fotografowała dzisiaj, to czy robiłaby to w kolorze?
To była okazja, aby spotkać się z tymi, których znam, ale mam dla nich mało czasu oraz z tymi, których nie znałam, a teraz chcę do nich wracać.
Przyszłam do tej pani, ale zanim zrobiłyśmy zdjęcie, czekałam ponad godzinę – mówiła, że „rychtuje się do fotografii”.
Nie chciałam kopiować tego, jak pracowała Zofia Rydet. Chciałam, aby to było też trochę moje, dokumentalne, ale nie do końca.
Poszłam sfotografować sąsiada, u którego nie byłam 25 lat. On mnie kiedyś na ramie roweru wiózł do komunii.