Wszystkie te osoby mnie karmiły – obiady, ciasta, kanapki.
Najważniejszy jest czas – ważne, aby dla fotografowanych osób mieć czas, bo to on buduje zaufanie.
To była okazja do tego, aby poznać ludzi, z którymi na co dzień pracuję.
Najkrótsze spotkanie trwało godzinę. A zdarzało się, że spędziliśmy razem pół dnia.
Sądziłem, że ludzie powinni być sztywni, nie ruszać się. Ale w galerii Zofii Rydet zobaczyłem, że fotografowane dzieci się ruszają, rozrabiają – więc nie rezygnowałam z tych kadrów.
To była niedziela. Gdy przyszłam, ta pani czekała z rosołem na córkę.
O! widać drewniane powały, to było zamiast sufitów. Dom był jeszcze kryty strzechą.
Przyszłam do znajomych, a ostatecznie wylądowałem u osób, których nigdy wcześniej nie spotkałam.
Dzięki tym zdjęciom poznaję nie tylko ludzi, ale też siebie.
Na moje przyjście, założyła strój krakowski i powitała mnie wierszem.