Ta kołyska nadal jest u nas w domu.
To jest misiek Kuba. Znalazłem go niedawno na strychu.
Czułam presję czasu. Że on ucieka, więc powinnam się spieszyć.
Zrobiliśmy zdjęcie, a potem on usiadł i zaczął pokazywać mi swoje rodzinne fotografie. I to było prawdziwe spotkanie.
Zanim zrobiłam zdjęcie, jeszcze zbiegła po buty, aby na zdjęciu nie być w kapciach.
O! widać drewniane powały, to było zamiast sufitów. Dom był jeszcze kryty strzechą.
Ta już ma dziś troje dzieci
Fotografowałam osoby, które znam, nierzadko bardzo dobrze, albo bardzo długo – na przykład 15 lat. Ale nigdy nie byłam u nich w domu.
Bardzo dużo rozmawialiśmy. Ale jak fotografowałem, to milkliśmy, a atmosfera była podniosła.
Wydawało mi się, że sfotografować pięć osób to bułka z masłem. Teraz nie mogę pojąć, jak Zofia Rydet dała radę sfotografować ich tysiące.