Dla mnie te spotkania były początkiem mojego własnego, fotograficznego projektu.
Tego domu już nie ma
Ta już ma dziś troje dzieci
Ta pani miała mi tyle do opowiedzenia, że umówiłyśmy się na kolejne spotkanie.
Ja wtedy miałam 7 lat.
Sień, izba i komora. Typowa chata w tamtych czasach. Płot się przewalił, to na ławeczce się garnki suszyło.
Dzięki tym zdjęciom poznaję nie tylko ludzi, ale też siebie.
To jest misiek Kuba. Znalazłem go niedawno na strychu.
Zrobiliśmy zdjęcie, a potem on usiadł i zaczął pokazywać mi swoje rodzinne fotografie. I to było prawdziwe spotkanie.
Fotografowałam osoby ze spuszczonym wzorkiem – to mnie różni do Zofii Rydet. Chciałam, aby te osoby zachowały to spojrzenie dla siebie.