Kiedyś w tej jednej izbie mieszkało siedem osób. Teraz ta pani została sama.
Sień, izba i komora. Typowa chata w tamtych czasach. Płot się przewalił, to na ławeczce się garnki suszyło.
We wiaderku woda, kurczę, a teraz krany…
Na moje przyjście, założyła strój krakowski i powitała mnie wierszem.
Moi bohaterowie sami wybierali sobie miejsce do zdjęcia – takie, aby czuli się w nim dobrze.
Tak jak wtedy mam stanąć? Ze chrztu wtedy przyszliśmy, z kościoła. Teraz córka ma 32 lata.
Dobrze, że nie przyjechałam samochodem – razem piłyśmy „babskie” nalewki.
Dla mnie te spotkania były początkiem mojego własnego, fotograficznego projektu.
Pierwszą rzeczą było wspólne oglądanie zdjęć Zofii Rydet. Opowiadałam o tym, jak ona pracowała, co robiła. I to wszystkich przekonywało.
Zofia Rydet pracowała techniką, która w jej czasach była dostępna, tania i prosta. Dzisiaj dostępna, tania i prosta jest fotografia cyfrowa – to jest kontynuacja jej podejścia.