Ta pani miała mi tyle do opowiedzenia, że umówiłyśmy się na kolejne spotkanie.
A to przecież nasz dom! I ta stara grusza, i rowery, studnia… I nawet majtki się twoje suszą!
Sień, izba i komora. Typowa chata w tamtych czasach. Płot się przewalił, to na ławeczce się garnki suszyło.
Wydawało mi się, że sfotografować pięć osób to bułka z masłem. Teraz nie mogę pojąć, jak Zofia Rydet dała radę sfotografować ich tysiące.
Dobrze, że nie przyjechałam samochodem – razem piłyśmy „babskie” nalewki.
Ja prosto od sprzątania i tak mam do zdjęcia? Wtedy nas więcej było.
Wózek był dla bliźniaczek, taki szeroki, jak mały fiat, kupiliśmy go w Warszawie.
Zanim zrobiłam zdjęcie, jeszcze zbiegła po buty, aby na zdjęciu nie być w kapciach.
Komuś się powodziło, taki rowerek!
Godzinę czekałam na babcię zanim się przyszykowała.