To prawdziwa gozdowska chałupa.
Z tego, co na tych zdjęciach, nic się nie zachowało, bo była powódź.
Zrobcie, zróbcie… Aby na pokolenia zostało.
Fotografowałam pana, który jest wdowcem. Zdjęcie zdjęciem, ale on potrzebował pogadać – więc żeśmy pogadali.
Dzięki temu projektowi zajrzałam do domu, małej chaty, którą często mijam i która zawsze mnie intrygowała.
Zrobiliśmy zdjęcie, a potem on usiadł i zaczął pokazywać mi swoje rodzinne fotografie. I to było prawdziwe spotkanie.
Przez tydzień codziennie robiłam jedno zdjęcie – nie rozstawałam się z aparatem i statywem.
Przyszłam do tej pani, ale zanim zrobiłyśmy zdjęcie, czekałam ponad godzinę – mówiła, że „rychtuje się do fotografii”.
Ta kołyska nadal jest u nas w domu.
To była okazja do tego, aby poznać ludzi, z którymi na co dzień pracuję.