To była okazja do tego, aby poznać ludzi, z którymi na co dzień pracuję.
To prawdziwa gozdowska chałupa.
Najkrótsze spotkanie trwało godzinę. A zdarzało się, że spędziliśmy razem pół dnia.
Godzinę czekałam na babcię zanim się przyszykowała.
O! widać drewniane powały, to było zamiast sufitów. Dom był jeszcze kryty strzechą.
Dla mnie te spotkania były początkiem mojego własnego, fotograficznego projektu.
Komuś się powodziło, taki rowerek!
Umawiałem się z nimi na spotkanie, a nie na fotografowanie – zdjęcie robiłem przy okazji.
Za każdym z tych portretów stoi spotkanie – 2-3 godziny, herbata, ciasto.
Ta już ma dziś troje dzieci