Wózek był dla bliźniaczek, taki szeroki, jak mały fiat, kupiliśmy go w Warszawie.
To było dla mnie wyzwanie. Taki pretekst, aby się sprawdzić, aby pokonać nieśmiałość.
Z tego, co na tych zdjęciach, nic się nie zachowało, bo była powódź.
Tego domu już nie ma
Fotografowałam pana, który jest wdowcem. Zdjęcie zdjęciem, ale on potrzebował pogadać – więc żeśmy pogadali.
Dla mnie te spotkania były początkiem mojego własnego, fotograficznego projektu.
To była niedziela. Gdy przyszłam, ta pani czekała z rosołem na córkę.
Fotografowanie stało się dla mnie okazją do odnowienia znajomości z osobami, z którymi nie widziałem się od lat.
We wiaderku woda, kurczę, a teraz krany…
W dzisiejszych czasach kto by to widział mieć w chałupie lep na muchy