To była okazja do tego, aby poznać ludzi, z którymi na co dzień pracuję.
Godzinę czekałam na babcię zanim się przyszykowała.
Jest zupełnie inaczej, gdy osoby pozują w mieszkaniach, które są wynajęte, nie są do końca ich przestrzeniami.
Przyszłam do tej pani, ale zanim zrobiłyśmy zdjęcie, czekałam ponad godzinę – mówiła, że „rychtuje się do fotografii”.
To jest misiek Kuba. Znalazłem go niedawno na strychu.
Za każdym z tych portretów stoi spotkanie – 2-3 godziny, herbata, ciasto.
O! widać drewniane powały, to było zamiast sufitów. Dom był jeszcze kryty strzechą.
Postanowiłem, że będę fotografował mieszkańców miejscowości, do której niedawno się przeprowadziłem.
Spotkanie zaczęliśmy od obejrzenia filmu o Zofii Rydet. Potem poszło już łatwo.
To było dla mnie wyzwanie. Taki pretekst, aby się sprawdzić, aby pokonać nieśmiałość.