Przez tydzień codziennie robiłam jedno zdjęcie – nie rozstawałam się z aparatem i statywem.
Czułam presję czasu. Że on ucieka, więc powinnam się spieszyć.
We wiaderku woda, kurczę, a teraz krany…
Zastanawiam się co na te moje zdjęcia powiedziałaby Zofia Rydet – czy zaakceptowałaby je dzisiaj w swoim cyklu?
Na moje przyjście, założyła strój krakowski i powitała mnie wierszem.
Dobrze, że nie przyjechałam samochodem – razem piłyśmy „babskie” nalewki.
Kiedyś w tej jednej izbie mieszkało siedem osób. Teraz ta pani została sama.
Dzięki temu projektowi zajrzałam do domu, małej chaty, którą często mijam i która zawsze mnie intrygowała.
To syćko nasze na tym zdjęciu. I moja babcia siedzi sobie z wnuczkiem swoim, my pewnie w polu byliśmy.
O! widać drewniane powały, to było zamiast sufitów. Dom był jeszcze kryty strzechą.