Na zdjęciach zamiast telewizorów, coraz częściej są ekrany komputerów. Pokoiki są małe, a ściany puste.
A to przecież nasz dom! I ta stara grusza, i rowery, studnia… I nawet majtki się twoje suszą!
Dla mnie te spotkania były początkiem mojego własnego, fotograficznego projektu.
Poszłam sfotografować sąsiada, u którego nie byłam 25 lat. On mnie kiedyś na ramie roweru wiózł do komunii.
Na zdjęciu jest moja znajoma, której nie widziałam siedem lat. Ta fotografia była okazją do ponownego spotkania.
Na poczcie jest bezwzględny zakaz robienia zdjęć, trzeba mieć zgodę naczelnika, musiała to zrobić z zaskoczenia.
Najważniejszy jest czas – ważne, aby dla fotografowanych osób mieć czas, bo to on buduje zaufanie.
Osoby, które fotografowałam pytały „Co mam robić?” – wszystkich prosiłem o położenie dłoni na stole lub kolanach.
Za każdym z tych portretów stoi spotkanie – 2-3 godziny, herbata, ciasto.
Bardzo dużo rozmawialiśmy. Ale jak fotografowałem, to milkliśmy, a atmosfera była podniosła.