Dobrze, że nie przyjechałam samochodem – razem piłyśmy „babskie” nalewki.
Dla mnie te spotkania były początkiem mojego własnego, fotograficznego projektu.
Przez cztery tygodnie fotografowania nosiłam przy sobie codziennie wydruki zdjęć z Zapisu, aby pokazywać je moim bohaterom.
Fotografowanie stało się dla mnie okazją do odnowienia znajomości z osobami, z którymi nie widziałem się od lat.
Dzięki tym zdjęciom poznaję nie tylko ludzi, ale też siebie.
To prawdziwa gozdowska chałupa.
To była niedziela. Gdy przyszłam, ta pani czekała z rosołem na córkę.
Umówiłem się z panią, która była najstarsza w miejscowości. Nie zdążyłem – zmarła przed naszym spotkaniem.
Zrobcie, zróbcie… Aby na pokolenia zostało.
Pierwszą rzeczą było wspólne oglądanie zdjęć Zofii Rydet. Opowiadałam o tym, jak ona pracowała, co robiła. I to wszystkich przekonywało.