Sień, izba i komora. Typowa chata w tamtych czasach. Płot się przewalił, to na ławeczce się garnki suszyło.
Moi bohaterowie sami wybierali sobie miejsce do zdjęcia – takie, aby czuli się w nim dobrze.
Fotografowałam osoby, które znam, nierzadko bardzo dobrze, albo bardzo długo – na przykład 15 lat. Ale nigdy nie byłam u nich w domu.
Na zdjęciu jest moja znajoma, której nie widziałam siedem lat. Ta fotografia była okazją do ponownego spotkania.
To była okazja do tego, aby poznać ludzi, z którymi na co dzień pracuję.
Wydawało mi się, że sfotografować pięć osób to bułka z masłem. Teraz nie mogę pojąć, jak Zofia Rydet dała radę sfotografować ich tysiące.
Czułam presję czasu. Że on ucieka, więc powinnam się spieszyć.
Spodziewałem się, że fotografowanie inspirowane Zapisem socjologicznym, będzie dużo prostsze.
Spotkanie zaczęliśmy od obejrzenia filmu o Zofii Rydet. Potem poszło już łatwo.
Fotografowanie stało się dla mnie okazją do odnowienia znajomości z osobami, z którymi nie widziałem się od lat.