Na moje przyjście, założyła strój krakowski i powitała mnie wierszem.
Ja wtedy miałam 7 lat.
Kredens jest rozebrany, bo się rozpadał. To krzesełko się zachowało. Pod śliwką stoi.
Pierwszą rzeczą było wspólne oglądanie zdjęć Zofii Rydet. Opowiadałam o tym, jak ona pracowała, co robiła. I to wszystkich przekonywało.
Godzinę czekałam na babcię zanim się przyszykowała.
We wiaderku woda, kurczę, a teraz krany…
Zrobiliśmy zdjęcie, a potem on usiadł i zaczął pokazywać mi swoje rodzinne fotografie. I to było prawdziwe spotkanie.
Z tego, co na tych zdjęciach, nic się nie zachowało, bo była powódź.
Przyszłam do tej pani, ale zanim zrobiłyśmy zdjęcie, czekałam ponad godzinę – mówiła, że „rychtuje się do fotografii”.
Dobrze, że nie przyjechałam samochodem – razem piłyśmy „babskie” nalewki.