Fotografowałam osoby ze spuszczonym wzorkiem – to mnie różni do Zofii Rydet. Chciałam, aby te osoby zachowały to spojrzenie dla siebie.
O! widać drewniane powały, to było zamiast sufitów. Dom był jeszcze kryty strzechą.
Kredens jest rozebrany, bo się rozpadał. To krzesełko się zachowało. Pod śliwką stoi.
Dzięki temu projektowi zajrzałam do domu, małej chaty, którą często mijam i która zawsze mnie intrygowała.
Na moje przyjście, założyła strój krakowski i powitała mnie wierszem.
We wiaderku woda, kurczę, a teraz krany…
Nie chciałam kopiować tego, jak pracowała Zofia Rydet. Chciałam, aby to było też trochę moje, dokumentalne, ale nie do końca.
To była okazja do tego, aby poznać ludzi, z którymi na co dzień pracuję.
Ja prosto od sprzątania i tak mam do zdjęcia? Wtedy nas więcej było.
Szafa wbudowana w ścianę pomiędzy dwoma izbami – charakterystyczna, dużo osób tak tu miało