Dzięki tym zdjęciom poznaję nie tylko ludzi, ale też siebie.
We wiaderku woda, kurczę, a teraz krany…
Fotografowałam pana, który jest wdowcem. Zdjęcie zdjęciem, ale on potrzebował pogadać – więc żeśmy pogadali.
Przyszłam do tej pani, ale zanim zrobiłyśmy zdjęcie, czekałam ponad godzinę – mówiła, że „rychtuje się do fotografii”.
Mimo, że dobrze znam te osoby, a w ich domach bywałam, to zwróciłam uwagę na takie rzeczy, których nie zauważyłam nigdy wcześniej.
Fotografowałam osoby ze spuszczonym wzorkiem – to mnie różni do Zofii Rydet. Chciałam, aby te osoby zachowały to spojrzenie dla siebie.
Ten pan zgodził się na zdjęcie, a ja w zamian obiecałam, że pomogę umyć mu okna.
Komuś się powodziło, taki rowerek!
Ja prosto od sprzątania i tak mam do zdjęcia? Wtedy nas więcej było.
Za każdym z tych portretów stoi spotkanie – 2-3 godziny, herbata, ciasto.