Dla mnie te spotkania były początkiem mojego własnego, fotograficznego projektu.
Dobrze, że nie przyjechałam samochodem – razem piłyśmy „babskie” nalewki.
Babcia poprowadziła mnie do sąsiadki, ona do swojej sąsiadki, a ona dalej. I tak już poszło.
Postanowiłem, że będę fotografował mieszkańców miejscowości, do której niedawno się przeprowadziłem.
W dzisiejszych czasach kto by to widział mieć w chałupie lep na muchy
Za każdym z tych portretów stoi spotkanie – 2-3 godziny, herbata, ciasto.
Wydawało mi się, że sfotografować pięć osób to bułka z masłem. Teraz nie mogę pojąć, jak Zofia Rydet dała radę sfotografować ich tysiące.
Ja prosto od sprzątania i tak mam do zdjęcia? Wtedy nas więcej było.
Przyszłam do tej pani, ale zanim zrobiłyśmy zdjęcie, czekałam ponad godzinę – mówiła, że „rychtuje się do fotografii”.
Szafa wbudowana w ścianę pomiędzy dwoma izbami – charakterystyczna, dużo osób tak tu miało