To była niedziela. Gdy przyszłam, ta pani czekała z rosołem na córkę.
Przyszłam do znajomych, a ostatecznie wylądowałem u osób, których nigdy wcześniej nie spotkałam.
Czułam presję czasu. Że on ucieka, więc powinnam się spieszyć.
Fotografowałam osoby ze spuszczonym wzorkiem – to mnie różni do Zofii Rydet. Chciałam, aby te osoby zachowały to spojrzenie dla siebie.
Ujmijcie tak, aby było widać tę starodawną kuchnię. Bo to zaraz takich nie będzie wcale.
Zawsze pytałam, czy chcą ode mnie w zamian jakieś specjalne zdjęcie, jako prezent.
Niedawno się przeprowadziłam. Pomyślałam, że to dobry pomysł, aby poznać swoich sąsiadów.
Dla mnie te spotkania były początkiem mojego własnego, fotograficznego projektu.
We wiaderku woda, kurczę, a teraz krany…
To była okazja do tego, aby poznać ludzi, z którymi na co dzień pracuję.