Zrobiliśmy zdjęcie, a potem on usiadł i zaczął pokazywać mi swoje rodzinne fotografie. I to było prawdziwe spotkanie.
O! widać drewniane powały, to było zamiast sufitów. Dom był jeszcze kryty strzechą.
W dzisiejszych czasach kto by to widział mieć w chałupie lep na muchy
Miał takie zarąbiste włosy. Wszystkie się w nim kochały.
Dla mnie te spotkania były początkiem mojego własnego, fotograficznego projektu.
Pierwszą rzeczą było wspólne oglądanie zdjęć Zofii Rydet. Opowiadałam o tym, jak ona pracowała, co robiła. I to wszystkich przekonywało.
Ta już ma dziś troje dzieci
Fotografowanie stało się dla mnie okazją do odnowienia znajomości z osobami, z którymi nie widziałem się od lat.
Najkrótsze spotkanie trwało godzinę. A zdarzało się, że spędziliśmy razem pół dnia.
Jest zupełnie inaczej, gdy osoby pozują w mieszkaniach, które są wynajęte, nie są do końca ich przestrzeniami.