Dla mnie te spotkania były początkiem mojego własnego, fotograficznego projektu.
Teraz starsi ludzie często mieszkają ze swoimi dziećmi. Mają tam często tylko pokoik, ale i tak aranżują przestrzeń po swojemu.
Ja wtedy miałam 7 lat.
To była niedziela. Gdy przyszłam, ta pani czekała z rosołem na córkę.
Z tego, co na tych zdjęciach, nic się nie zachowało, bo była powódź.
Dzięki temu projektowi zajrzałam do domu, małej chaty, którą często mijam i która zawsze mnie intrygowała.
Czułam presję czasu. Że on ucieka, więc powinnam się spieszyć.
Godzinę czekałam na babcię zanim się przyszykowała.
Tak jak wtedy mam stanąć? Ze chrztu wtedy przyszliśmy, z kościoła. Teraz córka ma 32 lata.
Wydawało mi się, że sfotografować pięć osób to bułka z masłem. Teraz nie mogę pojąć, jak Zofia Rydet dała radę sfotografować ich tysiące.