O! widać drewniane powały, to było zamiast sufitów. Dom był jeszcze kryty strzechą.
Miał takie zarąbiste włosy. Wszystkie się w nim kochały.
Wydawało mi się, że sfotografować pięć osób to bułka z masłem. Teraz nie mogę pojąć, jak Zofia Rydet dała radę sfotografować ich tysiące.
Zawsze pytałam, czy chcą ode mnie w zamian jakieś specjalne zdjęcie, jako prezent.
Ja wtedy miałam 7 lat.
A to przecież nasz dom! I ta stara grusza, i rowery, studnia… I nawet majtki się twoje suszą!
To była okazja do tego, aby poznać ludzi, z którymi na co dzień pracuję.
Z tego, co na tych zdjęciach, nic się nie zachowało, bo była powódź.
Czułam presję czasu. Że on ucieka, więc powinnam się spieszyć.
Przez cztery tygodnie fotografowania nosiłam przy sobie codziennie wydruki zdjęć z Zapisu, aby pokazywać je moim bohaterom.