To była okazja do tego, aby poznać ludzi, z którymi na co dzień pracuję.
W dzisiejszych czasach kto by to widział mieć w chałupie lep na muchy
Wszystkie te osoby mnie karmiły – obiady, ciasta, kanapki.
Dla mnie te spotkania były początkiem mojego własnego, fotograficznego projektu.
Babcia poprowadziła mnie do sąsiadki, ona do swojej sąsiadki, a ona dalej. I tak już poszło.
Prosiłam ich, aby byli poważni, nie uśmiechali się – i właśnie wtedy wybuchali śmiechem, nie mogli przestać się śmiać i tak ich fotografowałam.
Najważniejszy jest czas – ważne, aby dla fotografowanych osób mieć czas, bo to on buduje zaufanie.
To była niedziela. Gdy przyszłam, ta pani czekała z rosołem na córkę.
O! widać drewniane powały, to było zamiast sufitów. Dom był jeszcze kryty strzechą.
Moi bohaterowie sami wybierali sobie miejsce do zdjęcia – takie, aby czuli się w nim dobrze.