Zrobiliśmy zdjęcie, a potem on usiadł i zaczął pokazywać mi swoje rodzinne fotografie. I to było prawdziwe spotkanie.
Godzinę czekałam na babcię zanim się przyszykowała.
Dla mnie te spotkania były początkiem mojego własnego, fotograficznego projektu.
W dzisiejszych czasach kto by to widział mieć w chałupie lep na muchy
Kiedyś w tej jednej izbie mieszkało siedem osób. Teraz ta pani została sama.
Najkrótsze spotkanie trwało godzinę. A zdarzało się, że spędziliśmy razem pół dnia.
Spotkanie zaczęliśmy od obejrzenia filmu o Zofii Rydet. Potem poszło już łatwo.
Fotografowałam osoby ze spuszczonym wzorkiem – to mnie różni do Zofii Rydet. Chciałam, aby te osoby zachowały to spojrzenie dla siebie.
To prawdziwa gozdowska chałupa.
Moi bohaterowie sami wybierali sobie miejsce do zdjęcia – takie, aby czuli się w nim dobrze.