To była niedziela. Gdy przyszłam, ta pani czekała z rosołem na córkę.
To jest misiek Kuba. Znalazłem go niedawno na strychu.
To prawdziwa gozdowska chałupa.
Wózek był dla bliźniaczek, taki szeroki, jak mały fiat, kupiliśmy go w Warszawie.
Bardzo dużo rozmawialiśmy. Ale jak fotografowałem, to milkliśmy, a atmosfera była podniosła.
To była okazja, aby spotkać się z tymi, których znam, ale mam dla nich mało czasu oraz z tymi, których nie znałam, a teraz chcę do nich wracać.
To było dla mnie wyzwanie. Taki pretekst, aby się sprawdzić, aby pokonać nieśmiałość.
Na moje przyjście, założyła strój krakowski i powitała mnie wierszem.
Kiedyś w tej jednej izbie mieszkało siedem osób. Teraz ta pani została sama.
Umawiałem się z nimi na spotkanie, a nie na fotografowanie – zdjęcie robiłem przy okazji.