Osoby, które fotografowałam pytały „Co mam robić?” – wszystkich prosiłem o położenie dłoni na stole lub kolanach.
Pokazywałem starszym osobom książkę Obecność – bo tam też są sfotografowani starzy ludzie. To ich przekonywało.
Czułam presję czasu. Że on ucieka, więc powinnam się spieszyć.
Dzięki tym zdjęciom poznaję nie tylko ludzi, ale też siebie.
Wszystkie te osoby mnie karmiły – obiady, ciasta, kanapki.
Dla mnie te spotkania były początkiem mojego własnego, fotograficznego projektu.
Sądziłem, że ludzie powinni być sztywni, nie ruszać się. Ale w galerii Zofii Rydet zobaczyłem, że fotografowane dzieci się ruszają, rozrabiają – więc nie rezygnowałam z tych kadrów.
Miał takie zarąbiste włosy. Wszystkie się w nim kochały.
To było dla mnie wyzwanie. Taki pretekst, aby się sprawdzić, aby pokonać nieśmiałość.
Fotografowałam pana, który jest wdowcem. Zdjęcie zdjęciem, ale on potrzebował pogadać – więc żeśmy pogadali.