Ta pani miała mi tyle do opowiedzenia, że umówiłyśmy się na kolejne spotkanie.
We wiaderku woda, kurczę, a teraz krany…
Osoby, które fotografowałam pytały „Co mam robić?” – wszystkich prosiłem o położenie dłoni na stole lub kolanach.
W dzisiejszych czasach kto by to widział mieć w chałupie lep na muchy
Komuś się powodziło, taki rowerek!
Spotkanie zaczęliśmy od obejrzenia filmu o Zofii Rydet. Potem poszło już łatwo.
Ten pan zgodził się na zdjęcie, a ja w zamian obiecałam, że pomogę umyć mu okna.
Miał takie zarąbiste włosy. Wszystkie się w nim kochały.
Wszystkie te osoby mnie karmiły – obiady, ciasta, kanapki.
Zofia Rydet chodziła po chałupach, izbach. Teraz mieszkania są maleńkie – czasami nie sposób tak się odsunąć, aby sfotografować ścianę w tle.