To była okazja do tego, aby poznać ludzi, z którymi na co dzień pracuję.
Dzięki tym zdjęciom poznaję nie tylko ludzi, ale też siebie.
Szkoda, że nie po góralsku. Jak następnym razem będziecie robić, to się przebierzemy
Tego domu już nie ma
Na poczcie jest bezwzględny zakaz robienia zdjęć, trzeba mieć zgodę naczelnika, musiała to zrobić z zaskoczenia.
Dobrze, że nie przyjechałam samochodem – razem piłyśmy „babskie” nalewki.
Na zdjęciach zamiast telewizorów, coraz częściej są ekrany komputerów. Pokoiki są małe, a ściany puste.
Za każdym z tych portretów stoi spotkanie – 2-3 godziny, herbata, ciasto.
Zawsze pytałam, czy chcą ode mnie w zamian jakieś specjalne zdjęcie, jako prezent.
Ta pani miała mi tyle do opowiedzenia, że umówiłyśmy się na kolejne spotkanie.