O! widać drewniane powały, to było zamiast sufitów. Dom był jeszcze kryty strzechą.
To była okazja, aby spotkać się z tymi, których znam, ale mam dla nich mało czasu oraz z tymi, których nie znałam, a teraz chcę do nich wracać.
Pierwszą rzeczą było wspólne oglądanie zdjęć Zofii Rydet. Opowiadałam o tym, jak ona pracowała, co robiła. I to wszystkich przekonywało.
Przez cztery tygodnie fotografowania nosiłam przy sobie codziennie wydruki zdjęć z Zapisu, aby pokazywać je moim bohaterom.
Szkoda, że nie po góralsku. Jak następnym razem będziecie robić, to się przebierzemy
Z tego, co na tych zdjęciach, nic się nie zachowało, bo była powódź.
Na poczcie jest bezwzględny zakaz robienia zdjęć, trzeba mieć zgodę naczelnika, musiała to zrobić z zaskoczenia.
Fotografowałam osoby, które znam, nierzadko bardzo dobrze, albo bardzo długo – na przykład 15 lat. Ale nigdy nie byłam u nich w domu.
Zofia Rydet pracowała techniką, która w jej czasach była dostępna, tania i prosta. Dzisiaj dostępna, tania i prosta jest fotografia cyfrowa – to jest kontynuacja jej podejścia.
Zawsze pytałam, czy chcą ode mnie w zamian jakieś specjalne zdjęcie, jako prezent.