Na moje przyjście, założyła strój krakowski i powitała mnie wierszem.
W dzisiejszych czasach kto by to widział mieć w chałupie lep na muchy
Czułam presję czasu. Że on ucieka, więc powinnam się spieszyć.
Pokazywałem starszym osobom książkę Obecność – bo tam też są sfotografowani starzy ludzie. To ich przekonywało.
Wydawało mi się, że sfotografować pięć osób to bułka z masłem. Teraz nie mogę pojąć, jak Zofia Rydet dała radę sfotografować ich tysiące.
Kredens jest rozebrany, bo się rozpadał. To krzesełko się zachowało. Pod śliwką stoi.
Z tego, co na tych zdjęciach, nic się nie zachowało, bo była powódź.
Babcia poprowadziła mnie do sąsiadki, ona do swojej sąsiadki, a ona dalej. I tak już poszło.
Przez cztery tygodnie fotografowania nosiłam przy sobie codziennie wydruki zdjęć z Zapisu, aby pokazywać je moim bohaterom.
Za każdym z tych portretów stoi spotkanie – 2-3 godziny, herbata, ciasto.