Tego domu już nie ma
Poszłam sfotografować sąsiada, u którego nie byłam 25 lat. On mnie kiedyś na ramie roweru wiózł do komunii.
Kredens jest rozebrany, bo się rozpadał. To krzesełko się zachowało. Pod śliwką stoi.
To była niedziela. Gdy przyszłam, ta pani czekała z rosołem na córkę.
To była okazja do tego, aby poznać ludzi, z którymi na co dzień pracuję.
Zawsze pytałam, czy chcą ode mnie w zamian jakieś specjalne zdjęcie, jako prezent.
Przyszłam do tej pani, ale zanim zrobiłyśmy zdjęcie, czekałam ponad godzinę – mówiła, że „rychtuje się do fotografii”.
Czułam presję czasu. Że on ucieka, więc powinnam się spieszyć.
Zrobcie, zróbcie… Aby na pokolenia zostało.
Moi bohaterowie sami wybierali sobie miejsce do zdjęcia – takie, aby czuli się w nim dobrze.