Kiedyś w tej jednej izbie mieszkało siedem osób. Teraz ta pani została sama.
Ta kołyska nadal jest u nas w domu.
Na moje przyjście, założyła strój krakowski i powitała mnie wierszem.
To była okazja do tego, aby poznać ludzi, z którymi na co dzień pracuję.
Kredens jest rozebrany, bo się rozpadał. To krzesełko się zachowało. Pod śliwką stoi.
A to przecież nasz dom! I ta stara grusza, i rowery, studnia… I nawet majtki się twoje suszą!
Tak jak wtedy mam stanąć? Ze chrztu wtedy przyszliśmy, z kościoła. Teraz córka ma 32 lata.
Prosiłam ich, aby byli poważni, nie uśmiechali się – i właśnie wtedy wybuchali śmiechem, nie mogli przestać się śmiać i tak ich fotografowałam.
Zofia Rydet chodziła po chałupach, izbach. Teraz mieszkania są maleńkie – czasami nie sposób tak się odsunąć, aby sfotografować ścianę w tle.
Ja prosto od sprzątania i tak mam do zdjęcia? Wtedy nas więcej było.