Kwoka na jajkach siedziała u Pabiana. Teraz to nie do pomyślenia, a wtedy się na zimę kwokę brało do domu, aby ciepło miała.
Dzięki tym zdjęciom poznaję nie tylko ludzi, ale też siebie.
Kredens jest rozebrany, bo się rozpadał. To krzesełko się zachowało. Pod śliwką stoi.
Zastanawiam się co na te moje zdjęcia powiedziałaby Zofia Rydet – czy zaakceptowałaby je dzisiaj w swoim cyklu?
Na poczcie jest bezwzględny zakaz robienia zdjęć, trzeba mieć zgodę naczelnika, musiała to zrobić z zaskoczenia.
Miał takie zarąbiste włosy. Wszystkie się w nim kochały.
To była niedziela. Gdy przyszłam, ta pani czekała z rosołem na córkę.
Dla mnie te spotkania były początkiem mojego własnego, fotograficznego projektu.
Za każdym z tych portretów stoi spotkanie – 2-3 godziny, herbata, ciasto.
Fotografowałam osoby ze spuszczonym wzorkiem – to mnie różni do Zofii Rydet. Chciałam, aby te osoby zachowały to spojrzenie dla siebie.