Najkrótsze spotkanie trwało godzinę. A zdarzało się, że spędziliśmy razem pół dnia.
Niedawno się przeprowadziłam. Pomyślałam, że to dobry pomysł, aby poznać swoich sąsiadów.
Umawiałem się z nimi na spotkanie, a nie na fotografowanie – zdjęcie robiłem przy okazji.
Pierwszą rzeczą było wspólne oglądanie zdjęć Zofii Rydet. Opowiadałam o tym, jak ona pracowała, co robiła. I to wszystkich przekonywało.
Moi bohaterowie sami wybierali sobie miejsce do zdjęcia – takie, aby czuli się w nim dobrze.
Pokazywałem starszym osobom książkę Obecność – bo tam też są sfotografowani starzy ludzie. To ich przekonywało.
Umówiłem się z panią, która była najstarsza w miejscowości. Nie zdążyłem – zmarła przed naszym spotkaniem.
Szkoda, że nie po góralsku. Jak następnym razem będziecie robić, to się przebierzemy
Osoby, które fotografowałam pytały „Co mam robić?” – wszystkich prosiłem o położenie dłoni na stole lub kolanach.
Za każdym z tych portretów stoi spotkanie – 2-3 godziny, herbata, ciasto.