To była okazja, aby spotkać się z tymi, których znam, ale mam dla nich mało czasu oraz z tymi, których nie znałam, a teraz chcę do nich wracać.
Na moje przyjście, założyła strój krakowski i powitała mnie wierszem.
Komuś się powodziło, taki rowerek!
Za każdym z tych portretów stoi spotkanie – 2-3 godziny, herbata, ciasto.
Dla mnie te spotkania były początkiem mojego własnego, fotograficznego projektu.
Przyszłam do znajomych, a ostatecznie wylądowałem u osób, których nigdy wcześniej nie spotkałam.
Na zdjęciach zamiast telewizorów, coraz częściej są ekrany komputerów. Pokoiki są małe, a ściany puste.
O! widać drewniane powały, to było zamiast sufitów. Dom był jeszcze kryty strzechą.
Kiedyś w tej jednej izbie mieszkało siedem osób. Teraz ta pani została sama.
Przez cztery tygodnie fotografowania nosiłam przy sobie codziennie wydruki zdjęć z Zapisu, aby pokazywać je moim bohaterom.