Kiedyś w tej jednej izbie mieszkało siedem osób. Teraz ta pani została sama.
To prawdziwa gozdowska chałupa.
Nie było łazienek, nikt nie chorował, nie było grypy żołądkowej, w jednej bańce czysta woda, w drugiej brudna.
Zrobiliśmy zdjęcie, a potem on usiadł i zaczął pokazywać mi swoje rodzinne fotografie. I to było prawdziwe spotkanie.
Zofia Rydet chodziła po chałupach, izbach. Teraz mieszkania są maleńkie – czasami nie sposób tak się odsunąć, aby sfotografować ścianę w tle.
Kwoka na jajkach siedziała u Pabiana. Teraz to nie do pomyślenia, a wtedy się na zimę kwokę brało do domu, aby ciepło miała.
Komuś się powodziło, taki rowerek!
Dobrze, że nie przyjechałam samochodem – razem piłyśmy „babskie” nalewki.
Za każdym z tych portretów stoi spotkanie – 2-3 godziny, herbata, ciasto.
Na zdjęciu jest moja znajoma, której nie widziałam siedem lat. Ta fotografia była okazją do ponownego spotkania.