Z tego, co na tych zdjęciach, nic się nie zachowało, bo była powódź.
To była okazja do tego, aby poznać ludzi, z którymi na co dzień pracuję.
Dla mnie te spotkania były początkiem mojego własnego, fotograficznego projektu.
Czułam presję czasu. Że on ucieka, więc powinnam się spieszyć.
Przez cztery tygodnie fotografowania nosiłam przy sobie codziennie wydruki zdjęć z Zapisu, aby pokazywać je moim bohaterom.
Ta pani miała mi tyle do opowiedzenia, że umówiłyśmy się na kolejne spotkanie.
Tego domu już nie ma
Zofia Rydet pracowała techniką, która w jej czasach była dostępna, tania i prosta. Dzisiaj dostępna, tania i prosta jest fotografia cyfrowa – to jest kontynuacja jej podejścia.
A to przecież nasz dom! I ta stara grusza, i rowery, studnia… I nawet majtki się twoje suszą!
Na poczcie jest bezwzględny zakaz robienia zdjęć, trzeba mieć zgodę naczelnika, musiała to zrobić z zaskoczenia.